czwartek, 30 maja 2013

`rozdział 1

Leniwie podniosłam powiekę i spojrzałam na szafkę nocną. Zegarek wskazywał 10. Jest sobota, a ja znów spędzę ją w pracy razem z Gabi. Świetnie!
Wyjęłam z szafy stare, poprzecierane krótkie spodenki i za dużą koszulkę z logiem ROOM'a, weszłam do łazienki, aby się odświeżyć. Wczoraj byłyśmy na imprezie i szczerze to mam mega kaca. Głowa boli mnie niemiłosiernie. Odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą, spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak wrak. Podkrążone oczy, napuchnięte usta, ledwo żywa, z brakiem energii. Mam nadzieję, że ten prysznic choć trochę pomoże.
Rzuciłam piżamę w kąt i weszłam pod prysznic. Zimna woda spływała po moim nagim ciele, dodając mi energii. Chwyciłam brzoskwiniowy żel pod prysznic i namydliłam całe ciało. Nałożyłam szampon na włosy, a po chwili już go spłukałam. Kiedy miałam już dość, ściągnęłam ze stojaka biały ręcznik. Dokładnie wytarłam całe ciało i założyłam świeże ciuchy. Wysuszyłam włosy i związałam wysoko w koka. Mój brzuch zaczął domagać się jedzenia. Zbiegłam na dół, witając się w drzwiach z tatą, który właśnie wychodził do pracy i mamą siedzącą przy sole w kuchni. Czekały już na mnie naleśniki z serkiem i polewą truskawkową. Wsunęłam wszystko co było na talerzu. Wzięłam jakieś tabletki przeciwbólowe i zaczęłam sprzątać.
Około 13:30 usłyszałam klakson i od razu wychyliłam się na balkon. Przyjechała po mnie Gabi. Wzięłam potrzebne rzeczy, zamknęłam dom i ruszyłyśmy do restauracji.
-Cześć.-cmoknęłam brunetkę w policzek.
-Hej, hej. Jak się czujesz na kolejną sobotę w pracy?-teatralnie przewróciła oczami.
-Świetnie, super! Nie mogę się doczekać!-każde słowo było przepełnione sarkazmem.
Zaczęłyśmy rozmawiać o wczorajszej imprezie, kiedy poczułam wibrację w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i przeczytałam wiadomość.
-Kto to?-spytała zaciekawiona Gabi, skręcając na skrzyżowaniu w prawo.
-Matt, chce się dziś spotkać. Pewnie zapomniał, że pracujemy.-przewróciłam oczami.
-Nie chcę, żebyś szła. Popatrz jak ty wyglądasz. Cała w siniakach. On cię katuje, a ty nic z tym nie robisz! Przejrzyj na oczy! Jesteś mu potrzebna tylko do dwóch rzeczy: seks i worek treningowy! Robię to dla twojego dobra.-zaczęła się awanturować.
-Wiem, ale..ja..go...kocham.-powiedziałam po cichu.
-Ta! Na pewno! Nie wierzę w to!-spojrzała mi w oczy.-On cię też nie kocha. Pójdźmy na policję, skoro się go boisz.
-Nie, nie, nie! Nie mogę. Jakoś sobie poradzę.-obroniłam się i wyszłam z auta, ponieważ dojechałyśmy na miejsce.

***
-Laura, widziałaś mój fartuch?-krzyknęłam grzebiąc w szafce.
-Nie, a co znów go zgubiłaś?-zaśmiała się blondynka.
-Nie. Tak sobie tylko pytam, wiesz? Zadałaś bardzo głupie pytanie.-byłam już lekko zirytowana, brakiem kawałka czarnego materiału.
-Kochanie, czyżbyś tego szukała?-tata stał oparty o drzwi do pomieszczenia dla personelu, machając na wszystkie strony moją zgubą.
-Tak! Dzięki tatku.-wyrwałam mu z ręki fartuch i zawiązałam go na biodrach.
-Dziwię się, że jeszcze cię nie wylałem.-kręcił z dezaprobatą głową.
-Jestem twoją kochaną córusią, więc się tak nie dziw.-cmoknęłam go w policzek.
-Dobra, dobra. Klienci czekają! Już mi na salę!-poklepał mnie po plecach i popchnął w stronę drzwi.
Weszłam na salę i rozejrzałam się, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Kiedy miałam wrócić do kuchni, nowi goście weszli na salę. Wzięłam notes oraz menu i ruszyłam w stronę klientów.
-Dobry wieczór! Jestem Charlotte, będę państwa obsługiwać.-promiennie się uśmiechnęłam, łapiąc spojrzenie bruneta z burzą loków na głowie.-Polecamy danie dnia łososia gotowanego na parze z warzywami. Jeśli zdecydują się państwo na coś, proszę zawołać.-rozdałam im menu i opuściłam ich stolik.
-Wiesz co, on mi kogoś przypomina. Widziałam go gdzieś.-zamyśliła się Gabi, patrząc na bruneta z kręconymi włosami. Nie odpowiedziałam nic, tylko się zamyśliłam. Wyrwał mnie głos kobiety, siedzącej przy stoliku.
-Myśl, myśl. Idę, bo mnie wołają.-oddaliłam się od niej i ruszyłam do stolika.
-To tak, ja jestem Harry i poproszę spaghetti carbonara i wodę niegazowaną. Mamuś ty też?-spojrzał na starszą kobietę, która pokiwała twierdząco głową.-To razy dwa, a ty Gemma?-spojrzał na czarnowłosą dziewczynę siedzącą między nim, a mamą.
-Ja poproszę danie dnia i sok pomarańczowy.-uśmiechnęła się, pokazując swoje dołeczki. Zebrałam karty i udałam się do kuchni, dając kucharzowi kartkę z zamówieniem. Nalałam soku oraz wody i dodałam trochę lodu. Postawiłam na tacę i miałam wychodzić, kiedy zatrzymała mnie przyjaciółka.
-Co jest?-spytałam z lekkim zdziwieniem.
-W sumie to nic. Dowiedziałaś się coś o tym kolesiu?-wskazała głową na loczka.
-Em..No nie, bo co podając mu danie powiem "Hej, słuchaj, bo przypominasz kogoś mojej przyjaciółce, ale nie może sobie przypomnieć. Powiedz nam jak się nazywasz, podaj numer, w razie co to się odezwiemy."-zamrugałam szybko kilka razy.-Wiem tylko, że na imię ma Harry. Jeśli chcesz to sama go zaczep, ja się w to nie bawię.-podniosłam rękę w geście rezygnacji. Wyminęłam ją i zaniosłam napoje do stolika.
-Przepraszam, możesz mi powiedzieć gdzie jest toaleta?-spytała towarzyszka bruneta.
-Jasne, chodź za mną.
Wskazałam ręką drzwi do damskiej toalety i poszłam do kuchni. Znudzona usiadłam na blacie i czekałam na zamówione jedzenie. Myślami byłam przy Macie. Wyjęłam telefon i odpisałam mu, aby o 20 po mnie przyjechał.
-Lottie! Gotowe.-krzyknął Antonio-szef kuchni- podał mi tacę, na której stały ładnie pachnące dania.

Po godzinie znów zawołano mnie do stolika i poproszono o rachunek.
Zbierając wszystko ze stolika, zauważyłam, że obok rachunku napisany jest numer.
"Jeśli chciałabyś się poznać. Zadzwoń ;) ~Harry"
Lekko się zdziwiłam, ponieważ wcześniej nic podobnego mi się nie zdarzyło.
-Gabi, Gabi! Patrz, ten loczek napisał to na rachunku.-podałam jej kartkę, przygryzając wargę.
-Pokaż to!-jej ekscytacja sięgała granic.
-Masz, masz. Ok, idę pogadać z tatą czy mogę wyjść, powiem że odrobię w tygodniu jakoś. Trzymaj kciuki!-poklepałam ją po plecach i ruszyłam do biura. Denerwowałam się, strasznie.
*puk, puk*
Usłyszałam głośne "Proszę". Lekko pchnęłam drzwi i z wielkim uśmiechem na twarzy przekroczyłam próg pomieszczenia.
-Hej, tatku.-cmoknęłam go w policzek.-Bo chciałabym się zwolnić godzinkę dzi..
-Nie ma mowy! Zwolniłaś się tydzień temu.-powiedział surowym tonem.
-Ale obiecuję, że odrobię w tygodniu. Od razu po zajęciach będę!-zrobiłam maślane oczy.
-No dobra. Ale poniedziałek równo 15 widzę Cię tutaj!-rozkazał.
-Dziękuję, dziękuję.-pocałowałam go i wybiegłam.
Wrzuciłam ciuchy do szafki, wzięłam torbę. Spojrzałam na zegarek, była 20:15. Matt będzie zły, bo nie lubi kiedy się spóźniam. Gabi ma rację, ja go nie kocham, ale się go boję. Jest bardzo agresywny.
-Znów się spóźniłaś! W ogóle wiesz co to jest zegarek?! Ostatni raz na ciebie czekałem! -zaczął krzyczeć, a jego oczy zmieniły odcień na ciemniejszy.
-Przepraszam, ale musiałam pogadać z tatą, żeby mnie wcześniej puścił.-odpowiedziałam cicho.
-I w kółko ta sama wymówka.
-To nie jest wymówka.-w tym momencie moje buty, zrobiły się bardzo interesujące.
-Wsiadaj! Nie mamy czasu! Chłopcy czekają na nas w klubie.-zajął miejsce kierowcy i czekał aż zajmę swoje.
-Ale ja dziś nie chcę iść do klubu. Nie za dobrze się czuję.-złapałam się na brzuch. Oczywiście symulowałam.
-Ale mnie to nie obchodzi.-przedrzeźniał mój ton. Zatrzymał auto, wziął mój mały nadgarstek w jego ogromną dłoń i mocno ścisnął.-Będziesz robić to, co ci każę!
-To boli.-wydukałam. Ból był niemiłosierny. Kiedy zauważył łzy w moich oczach, rozluźnił uścisk.
-Prze..przepraszam.-pocałował go i ruszyliśmy do mojego domu.


................................................................................................................
Hej ;) Pierwszy rozdział jest, mam nadzieję, że kogoś zaciekawił. ;) Jeśli się spodobał proszę o komentarz ;) wystarczy ";)". Dziękuję i do następnego ;)

sobota, 25 maja 2013

`wstęp

-Mamo! No choć jus! Ile mam jesce cekać?-krzyczała zniecierpliwiona 6latka.
-Już kochanie, już. -mama wzięła ją za rękę i poszły na plac zabaw, gdzie czekał na nią jej najlepszy przyjaciel. Od razu do niego podbiegła, przywitali się całusem i zaczęli bawić w piaskownicy. Alice-bo tak miała na imię mama dziewczynki-usiadła na ławce obok swojej najlepszej przyjaciółki Camilli-mamie małego blondaska.
-Lottie, kochas mnie?-spytał 7latek, lepiąc babkę z piasku.
-Baldzo. Psyjaciele na zawse, plawda?- plunęła na rękę i wyciągnęła ją w stronę chłopaka.
-Psyjaciele na zawse!-zrobił to samo i uścisnęli swoje małe ręce.
...4 lata później...
-Charlotte! Musimy Ci coś powiedzieć! Chodźcie na chwilę do domu!-zawołała mama, do dzieci bawiących się w ogrodzie.- Kochanie, musimy się wyprowadzić. Tatuś dostał lepszą pracę, w Ameryce.
-Ok. Niall, chodź idziemy się pakować.-chwyciła pulchnego blondyna za rękę.
-Skarbie, Niall nie jedzie z nami.-powiedziała cicho kobieta.
-Jak to?-w oczach jednego i drugiego były łzy. Rzucili się sobie w ramiona i zaczęli głośno płakać.
-Mieliśmy być zawsze razem.-powiedziała smutna 10latka.
-Właśnie, ale będziemy dzwonić co nie? Będziesz przyjeżdżać na wakacje do nas!-zaczął pocieszać ją przyjaciel.
-Albo ty do nas. Ale to nie będzie to samo.-smutno na niego spojrzała.


***
-Lottie, chodź już! Musimy jechać.-krzyknęła Alice, po czym pożegnała się z Camill i Fredym-ojcem Nialla, to samo zrobił Mark-ojciec Charlotte. Wszyscy płakali. Byli ze sobą bardzo związani. Chłopiec rozpłakał się. Po chwili dołączyła do niego brunetka. Mocno się przytulili i dali po całusie. Dziewczynka niechętnie weszła do samochodu i zapięła pas. Pomachała do blondyna i odjechali.
Chodź miała tylko dziesięć lat, poczuła, że straciła jedną z najważniejszych osób w swoim życiu. Swojego najlepszego przyjaciela.
***
-Kochanie, wstawaj. Jesteśmy już na miejscu.- powiedziała z uśmiechem Alice do śpiącej brunetki.
-Nie śpię mamusiu, po prostu tęsknię za Niallem.-spuściła wzrok.
-Wiem kochanie i ja też za nimi tęsknię, ale tak musiało być. Na zawsze go nie straciłaś. Pamiętaj, że on zawsze będzie z Tobą tutaj i tutaj.-wskazała na jej serce, a potem na małą główkę.-Teraz chodź, pokażę Ci twój nowy pokój.
-No dobrze.-niechętnie ruszyła za rodzicielką.
...pierwsze zajęcia karate....
-Witam was! Jestem Kendal i będę waszym senseiem. Na początku dobierzcie się w pary.-rozkazał młody mężczyzna.
-Hej. Jestem Gabi, będziemy razem w parze?
-Cześć, ja jestem Lottie. No pewnie.
W ten oto sposób powstała wielka przyjaźń.



Cześć ;) Taki mały wstęp, aby wszystko było mniej-więcej wyjaśnione ;) Nie chcę pisać kolejnego sielankowego opowiadania z chłopcami, ale nie jestem do końca pewna co mi wyjdzie :) Mam nadzieję, że będzie się podobać ;)
do następnego! xxx